Jerzy
Jerzego poznałem w 1987 lub 1988 roku, byłem wtedy w 3 klasie liceum. Męczyło mnie wtedy dość dużo różnych powierzchownych zainteresowań i młodzieńczych poszukiwań, wśród których były także różne mistyczno-religijne i zamęczałem w tych sprawach nauczyciela łaciny z naszego liceum, Adama Winiarczyka, który mnie i mojego kolegę o podobnych zainteresowaniach, Roberta, skierował do Jerzego Prokopiuka. A tenże zrobił na mnie natychmiast i najpierw wrażenie jako człowiek całkowicie odmienny od wszystkich, których do tej pory poznałem. Ta odmienność imponowała mi nawet bardziej niż jego erudycja, jakiej wcześniej i potem chyba też nie spotkałem. Jerzy mieszkał niedaleko od naszej szkoły, w, zdaje się, komunalnym mieszkaniu razem z sędziwymi rodzicami, zajmował tam jeden, zdaje się, że nienajwiększy pokój, w którym trudno było się poruszać, bo wszędzie były stosy książek. Nie tylko na regałach, na biurku - dosłownie wszędzie. Często wizyta u Jerzego wyglądała tak, że on najpierw przenosił st...