Jak redagowałem krytykę filmową
Udzielałem kiedyś korepetycji pewnej licealistce, której rodzicom zostałem polecony przez ich przyjaciół – rodziców mojego niedawnego ucznia w bardzo prywatnej szkole, z której właśnie wyleciałem. Ojciec mojej nowej uczennicy, Marysi, był – podobnie jak ojciec byłego ucznia – menadżerem bardzo wysokiego szczebla w świeżo sprywatyzowanym wielkim przedsiębiorstwie, a mama pracownicą naukową wyższej uczelni i osobą wielu talentów, których szczegółowe wymienianie tutaj nie jest niezbędne. Przez trzy lata uczenia Marysi jej ojca widziałem tylko raz, natomiast z mamą widywałem się regularnie. Była to osoba niezwykle sympatyczna. Zawsze, zanim wszedłem do pokoju jej córki, proponowała kawę lub herbatę i słodycze własnego wyrobu, a ponieważ mówiłem, że niezręcznie byłoby mi jeść i pić prowadząc lekcję, zapraszała mnie na poczęstunek i krótką pogawędkę, kiedy lekcja już się skończyła. Gospodyni w pracy zajmowała się pewną dość dla mnie hermetyczną dziedziną życia społecznego, ale nigdy...