Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2021

Światełko dla grafomana

  W roku 2018 przypada setna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości, co z pewnością zostanie uczczone ogłoszeniem Roku Niepodległości. Z pewnością też, analogicznie do tegorocznego Roku Conrada, ubiegłorocznego Sienkiewicza, jeszcze wcześniejszego Żeromskiego itp., uczczony zostanie wybitny polski (lub z polski pochodzący) pisarz. Jaki? Ja proponowałbym nadanie przyszłemu rokowi zbiorowego patrona: polskiego grafomana. Dlaczego przyszłemu? Bo właśnie dwieście lat przed nim, na początku 1818 roku zjechał do Warszawy Kajetan Jaksa-Marcinkowski. Szturm salonu W Warszawie roku 1818 liczył się tylko jeden literacki salon. W pałacu Czapskich przy Krakowskim Przedmieściu (dziś mieści się tam Akademia Sztuk Pięknych) należącym do arystokraty generała Wincentego Krasińskiego, wcześniej oddanego dowódcy polskich gwardzistów Napoleona, teraz adiutanta i także gorliwego zwolennika cara Aleksandra I, zbierało się towarzystwo najwybitniejszych – jak o sobie zwykli mawiać – polskic...

Wujo, bańka i Bania

Często odwiedzam osiedle na Woli, na którym spędziłem dzieciństwo i wczesną młodość, a kiedy odwiedzam, niemal zawsze spotykam kolegów sprzed lat. Tak się jakoś na tym osiedlu poukładało, że wielu moich rówieśników i rówieśnic nie powyprowadzało się z domów rodzinnych, ale urośli i dorośli, mieszkając z rodzicami i dziadkami, potem zyskiwali nieco życiowej przestrzeni dzięki naturalnemu ustępowaniu starszych, w pokojach po dziadkach i wujkach zakładali własne rodziny, płodzili dzieci, które należne sobie miejsce do życia zyskają pewnie również wraz z odejściem zaprzeszłego pokolenia. I dzięki temu zjawisku mogę teraz od czasu do czasu spotkać tego czy tamtego znajomego z dzieciństwa, z którymś przybić piątkę i zamienić dwa zdania, z innym minąć się w bezpiecznej odległości i z zapewne wzajemnym niewypowiedzianym żalem, że tamten nie poznaje kolegów. Jeszcze dwadzieścia, może nawet piętnaście lat temu podchodziło się do takiego z okrzykiem: „No co ty, ludzi nie poznajesz?”, i dostawało ...

Chlust i Chlast!

Na zajęciach z kreatywnego pisania, które teraz prowadzę, zadaję uczestniczkom różne prace domowe. Są to najczęściej literackie etiudki na podany temat, w określonej konwencji i na zastrzeżoną liczbę znaków. Powstają z tego często bardzo ładne teksty, ale ostatnio słuchacze trochę narzekali, że wymyślając i wybierając tematy i wstępne warunki, narzucam im swój własny pogląd na literaturę i twórczość. Cóż, trudno mi się z tym nie zgodzić, a nie chcę nikogo niewolić, wtłaczać we własne formy, narzucać własne granice. Zaproponowałem więc, żeby kursantki same teraz wymyślały zadawane tematy. I wczoraj na koniec zajęć nie odezwałem się wcale, a słuchaczki po krótkiej burzy mózgów wymyśliły: nie dajmy się zarazić uczuleniem pana Jarka na jasne przesłania czy morały. Niech każdy (każda z uczestniczek – i ja) napisze opowiadanie krzepiące. Takie które zaczyna się źle czy nawet tragicznie, a kończy szczęśliwie. Żeby z tego opowiadania wynikało, że można wyzwolić się z pęt własnych ograniczeń, z...