Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2022

Pani Mazurek

  Kiedy ponad ćwierć wieku temu zaczynałem swoją nauczycielską pracę, osób rozumiejących, że nauczyciele mało zarabiają, spotykałem bardzo mało. A właściwie spotkałem wtedy jedną taką osobę: panią Krystynę Mazurek, mamę Marysi Mazurek, uczennicy z pierwszej szkolnej, licealnej klasy, której wychowawcą zostałem. Jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego dowiedziałem się, że w trzecim tygodniu września pojadę z moją klasą (której prowadzeniem byłem bardzo przejęty: będę uczył ludzi młodszych ode mnie o jakieś dziesięć lat, sam przecież pamiętam jeszcze świetnie, jak to w tym wieku było) na zieloną szkołę i na pierwszej wychowawczej lekcji mam ogłosić klasie zbiórkę pieniędzy. Każdy miał przynieść, jeśli dobrze pamiętam, sześćset tysięcy starych złotych lub ekwiwalent w nowych. Zbiórkę ogłosiłem, moi uczniowie, których imion i twarzy uczyłem się dopiero, zaczęli znosić pieniądze, ja zapisywałem na specjalnej karteczce, kto wpłacił. Bywało, że na przerwie ustawiała się do mnie kolej...

Nie warto żalów w sobie dusić

Miałem okropny dzień. Siedzę sobie w kawiarnianym ogródku w samym centrum Warszawy, próbuję się chłodzić zimną wodą. Patrzę trochę bezmyślnie wkoło, w pewnej ch wili zerkam kilka stolików dalej, bo mam wrażenie, że jedna z dwóch eleganckich pań przy nim siedzących właśnie we mnie się wpatruje. To już poza zasięgiem mojego ostrego wzroku, a okularów nie wziąłem. Po chwili widzę jednak, że pani unosi się i podnosi rękę w geście pozdrowienia. Odpowiadam, a ona, teraz już widzę, że uśmiechnięta, podchodzi w moim kierunku z szerokim gestem powitania. –  Pan Górski! - podaje mi prawicę, a lewicą dotyka mojego ramienia.  –  Ile to już lat! Mam nadzieję, że nie ma pan do mnie żalu? –  Żalu? - staram się uśmiechnąć uśmiechem człowieka, który do nikogo na tym świecie nie ma żalu i zamaskować w ten sposób gorączkową próbę przypomnienia sobie mojej rozmówczyni. –  No, tyle lat minęło, ale ja wiem, że ludzie mają żal za takie sprawy. Chociaż ja wcale nie chciałam, żeby pana ...

Terapia dla sprawców przemocy

  Po roku prawie bez roboty pani Marzenie los się odmienił. I to w myśl często przez nią powtarzanej zasady: „nigdy nie wiesz, kiedy dobro komuś uczynione do ciebie powróci”. Teraz powróciło po dwudziestu dwóch latach. Wtedy kuzynce z mężem trafiło się coś w Holandii, musieli jechać z dnia na dzień, a córka siedem lat i co, samą zostawisz? I wzięła do siebie na wieś na cztery miesiące, niecały rok po śmierci męża pani Marzeny, swoje dzieci już duże, nawet miło było myśli skierować w inną stronę, przypomnieć sobie, jak się żyje z takim szkrabem. I teraz ta Gosia, co bała się kur na podwórku, wykształcona, magister jeden z wyróżnieniem, magister drugi z wyróżnieniem, podyplomówki. Jeszcze przed trzydziestką, a konkurs na dyrektora przedszkola wygrała, jak kuzynka mówiła, z taką, co trzydzieści lat w tym przedszkolu była dyrektor. I teraz pani Marzena powiedziała kuzynce, kuzynka Gosi, a Gosia na to do kuzynki: a u mnie w przedszkolu akurat będę potrzebowała woźnej od września, ciocia...