Baron Münchhausen, czyli o mężczyźnie takim, jaki powinien być mężczyzna

Baron Karl Friedrich Hieronymus von Münchhausen (1720-1797) żył naprawdę. Potomek znakomitego niemieckiego rodu, oficer i awanturnik, przeżył w swoim długim życiu wiele przygód i uwielbiał o nich opowiadać. Lubił w swoich opowieściach koloryzować, zupełnie nie przejmując się prawdopodobieństwem. Słuchacze uwielbiali opowieści Barona tak bardzo, że uważali za stosowne przekazywanie ich tym, którzy nie mogli posłuchać Münchhausena osobiście. Historie barwne podbarwiali jeszcze bardziej, a kolejni słuchacze dodawali jeszcze mnóstwo od siebie, aż w końcu po całej Europie krążyły dziesiątki, setki, może nawet tysiące historii o wielkich czynach i nadzwyczajnym męstwie dzielnego szlachcica. Historii tak nieprawdopodobnych, że ani przez moment nie było wątpliwości, że są to bzdury wyssane z palca. Dziś już zresztą nie jesteśmy w stanie powiedzieć, które z nich były w całości autorstwa Barona, a które zostały wymyślone lub doprowadzone do absurdu przez kolejnych opowiadaczy. W końcu niesamowite historie zainteresowały dwóch niemieckich pisarzy: tworzącego w Wielkiej Brytanii Rudolfa Ericha Raspe i Gottfrieda Augusta Bürgera. Najpierw pierwszy z nich napisał i wydał nieduży zbiorek przygód Barona, który następnie został przez drugiego rozwinięty i wzbogacony o bardziej rozbudowane historie. 

Wszystkie walory męskości

Baron Münchhausen jest prawdziwym mężczyzną. Wszystkie jego przygody mają właśnie męski walor, wydarzyły się albo podczas licznych wojen, w których narrator odegrał wybitne role, albo podczas wypraw myśliwskich, albo w czasie tajemniczych i niebezpiecznych misji politycznych lub szpiegowskich. Każda z takich sytuacji obfituje w mnóstwo niebezpieczeństw, którym prawdziwy mężczyzna dzielnie stawia czoła i właśnie dlatego może zwać się mężczyzną, że wszelkie jego działania wiążą się z ryzykiem utraty życia. Baron musi więc stawiać czoła licznym i bezwzględnym wrogom, mierzyć się z prawdziwymi potworami, znosić niewygody, mróz i spiekotę, głód i pragnienie, niestrudzenie pokonywać ogromne odległości. Nie było chyba w życiu Barona jednego dnia, w którym nie znalazłby się w tarapatach grożących mu śmiercią, a co najmniej ciężkim kalectwem. Los mu jednak sprzyjał – z każdej, nawet najbardziej absurdalnej sytuacji Baron wychodzi cało i zdrowo. Każda jego przygoda świadczy dobitnie, że łączy on w sobie wszystkie możliwe przymioty męstwa. Warto przywołać w tym miejscu słynne wydarzenie, kiedy to podczas wojny tureckiej drogę słynnego awanturnika przecięło bagno: 

„Z tych wszystkich opresji, moi panowie, wyszedłem jednak, choć zwykle w ostatniej chwili, szczęśliwie. Wspomaga mnie bowiem los, który umiałem sobie zjednać moim męstwem i przytomnością umysłu. Te zalety, jak wiecie, cechują zawsze szczęśliwego myśliwca, żeglarza i żołnierza. Byłby to jednak wielce nieopatrzny, godny nagany łowca, admirał czy generał, który by się ze wszystkim zdawał na los czy swoją szczęśliwą gwiazdę, a zaniedbał umiejętności i praktyk prowadzących do powodzenia. 

Przecież przygana taka nie może dotyczyć mnie, słynąłem bowiem zawsze zarówno z mojej świetnej sfory i broni, jak i ze szczególnej zręczności, z jaką umiałem tę ich doskonałość wykorzystać. Chlubić się tedy mogę prawdziwie, żem uwiecznił pamięć mego imienia wśród lasów, pól i łąk. (...)

Innym znów razem chciałem przesadzić bagno, które na pierwszy rzut oka nie zdało się tak szerokie, jak mogłem się o tym przekonać, gdym w połowie skoku się nad nim znalazł. Szybując w powietrzu, obróciłem się tedy w tę stronę, skąd się do skoku porwałem, aby wziąć większy rozpęd. Dałem znów susa, który i tym razem okazał się za krótki, tak iż wpadłem w bagno aż po szyję. Utonąłbym niechybnie, gdyby nie moja siła. Trzymając bowiem konia krzepko kolanami, wyrwałem się z bagna, ciągnąc się za własny harcap ręką.”

Munchhausen jawi się tutaj jako wojownik, który mimo trudności nie rezygnuje z podjętej drogi, znakomity jeździec, człowiek wielkiego sprytu, ale i tęgi siłacz. A misja zwiadowcza, kiedy to Baron zajrzał do wnętrza tureckiej twierdzy, lecąc nad nią na kuli armatniej? Czyż nie wymagała straceńczej odwagi, sokolego wzroku, niezwykłych umiejętności akrobatycznych? A także niezwykłego refleksu i chyżości, kiedy, aby wrócić bezpiecznie do własnego obozu, przeskoczył na mijająca go kulę nieprzyjacielską.

Baron jest także, jak przystało mężczyźnie jego stanu, szarmancki i uprzejmy wobec dam. Pewnego razu gonił konno zająca uciekającego przez trakt, kiedy niespodziewanie przecięła mu drogę karoca wioząca damy. Przeskakując ponad karocą, Baron nie zaniechał zajrzenia do jej wnętrza i uchylenia kapelusza, aby „w przelocie” przeprosić damy za swoją śmiałość. Jest zawsze, mimo żołnierskich niewygód, elegancki i szykowny, zawsze robi na wszystkich wrażenie swoją powierzchownością. Szczyci się także posiadaniem atrybutów prawdziwego mężczyzny: oręża znakomitej jakości, przepysznego ekwipunku, rączych wierzchowców, a także niezwykłych psów myśliwskich („Biegał ten chart w mojej służbie tak szybko, często i długo, że starł sobie nogi aż do brzucha i pod koniec życia służył mi już za jamnika przez parę ładnych lat.” )


Niech nikt nie waży się zaprzeczać!

Münchhausen nie tylko zarzeka się, że nie znosi zmyślania i woli ukryć co ciekawsze opowieści niż uchybić wiarygodności i prawdzie, ale także surowo karci tych, którzy opowiadając o jego przygodach, dodają do nich jakieś szczegóły lub wydarzenia, które w rzeczywistości nie miały miejsca. Wszelkie zmyślenie mogłoby zachwiać powszechną wiarą w czyny Barona, zagrozić jego dobrej sławie. Baron nie może o tym nawet mówić bez oburzenia – honor jest w końcu największym skarbem każdego mężczyzny, klejnotem kruchym i podatnym na skazy, z których każda jest uwłaczająca. Oczywiście jest Baron także człowiekiem swojej epoki, oświeconym i racjonalnym, więc wie, że słuchaczom trudno będzie uwierzyć w jego przygody. Zapewnia jednak, że nie ma w nich nic cudownego: „Spotkało mnie w życiu nazbyt wiele osobliwych przypadków, abym był w życiu skory wierzyć w jakieś czarodziejstwa, ale prawdziwie trudno to było ludzkimi zmysłami ogarnąć.” 

Oczywiście te opowieści mogłyby się słuchaczowi małego charakteru wydać przechwałkami, ale taka opinia ciężko i niesprawiedliwie obraziłaby szlachetnego i skromnego Barona, a obraza tak skromnej i bezinteresownej osoby wystawia najgorsze świadectwo temu, kto ją czyni.


Tradycyjne opowieści okiem człowieka Oświecenia

Niezwykłe przygody Barona Münchhausena to dzieło na wskroś oświeceniowe i z oświeceniowej perspektywy została tutaj ośmieszona idealistyczna, tradycyjna wizja męskości. Opowieści o dzielnych wojownikach, od starożytnych eposów i hymnów, przez średniowieczne pieśni i powieści rycerskie, ludowe legendy bohaterskie oraz lepsza i gorsza (z przewagą tej drugiej) twórczość pogrobowców romansu rycerskiego pełne są historii równie podniosłych i chwalebnych, co nieprawdopodobnych. Przypomnijmy sobie opowieści o herosach zabawiających się zapasami z lwami, biegających przez rok bez wytchnienia za łanią, podnoszących olbrzymie kamienie i ciskających nimi we wrogów, szybujących po niebie na skrzydłach przypiętych do ramion. Legendy o rycerzach szturmujących szklane góry, fruwających w ptasich zaprzęgach i wspinających się po tęczy do miast ukrytych w chmurach lub po warkoczu królewny na szczyty czarodziejskich wież. Bohaterów podobnych do Münchhausena: tak silnych, że umieli zaspokoić pragnienie, wyciskając wodę z polnych kamieni, tak szybkich, że biegnąc, mogli ujrzeć własne plecy, tak sprawnych, że chwytali w locie strzały wypuszczone z łuku. 

To właśnie takie opowieści kształtują ludzkie wyobrażenia o tym, na czym polegają męskie zalety charakteru: honor, odwaga, sprawność czy wytrzymałość. Oczywiście odbiorcy nie traktują ich jako prostego wzorca postępowania. Ich bohaterowie nie są zwykłymi ludźmi, są albo herosami, którzy przez domieszkę boskiej krwi mają nadludzkie umiejętności, albo postaciami żyjącymi dawno, dawno temu, a więc w czasach bohaterskich, kiedy świat nie był jeszcze tak zepsuty jak dziś i ludzi nie dotknęła jeszcze marność i nijakość, jakiej można doświadczyć w dzisiejszych czasach. Nawet u prostych słuchaczy i czytelników takich fantastycznych historii istnieje mniejsza lub większa świadomość konwencji, która każe zachować pewien dystans do fabuły, nawet mimo zachwytu nad wspaniałością bohaterów. Świadomość konwencji podpowiada, że wydarzenia i cechy bohaterów niekoniecznie muszą być odbierane dosłownie, że liczy się tu nie tyle dosłowne i szczegółowe znaczenie, co raczej przesłanie, które to znaczenie ze sobą niesie. A więc słuchacz baśni, której bohater dochodzi do horyzontu i tam odnajduje podstawę tęczy, po której konno lub pieszo wędruje do nieba, przeżyje te wydarzenia przede wszystkim jako metaforę życiowych problemów i sytuacji nieobcych także i jemu: dążenia do przekraczania własnych ograniczeń, poszukiwania odległych, wydawałoby się niedosiężnych życiowych celów, korzyści wynikających z wiary we własne możliwości, ale także konieczności ponoszenia ryzyka itp.

Jednak z drugiej strony, symboliczny i konwencjonalny odbiór wcale nie wyklucza traktowania takich opowieści jako w każdym szczególe wiernych, wręcz realistycznych. Zapewne Grek z czasów Homera dałby się pokrajać za to, że każdy cios miecza Achillesa kładł trupem zastęp Trojan, a średniowieczny rycerz był przekonany, że król Artur wyciągnął miecz wbity w kamień aż po jelce. Nawet w XVIII wieku, kiedy zarówno greckie pogaństwo, jak i barbarzyńsko-chrześcijańska wyobraźnia zilustrowana w legendach rycerskich były już dawno zapomniane, książki z nieprawdopodobnymi przygodami i nadzwyczajnymi wyczynami bohaterów wciąż cieszyły się ogromną popularnością, wciąż były czytane z wypiekami na twarzy. A jeśli emocje towarzyszące czytaniu są prawdziwe, to czy nie oznacza to, że czytający jednak w jakiś sposób wierzą w to, co czytają?

Dla ludzi Oświecenia, próbujących przemieniać świat w duchu racjonalizmu i sceptycyzmu, podatność odbiorców na przekaz takich historii była skandalem. Pół biedy jeszcze, kiedy odbiorcą i przekaźnikiem takich przekazywanych z ust do ust legend był tak zwany „lud”, a więc niewykształceni i niepiśmienni mieszkańcy wsi. Wtedy można było to zrzucić na karb ciemnoty, zabobonu. Prości, ciemni ludzie wierzą w bajki i właśnie dlatego są prości i ciemni. Nie wiedzą nic o prawach przyrody, takich jak grawitacja, nie wiedzą nic o stanach skupienia i właściwościach ciał, mogą więc sobie roić o fruwaniu w przestworzach na ptasich zaprzęgach, o budowaniu zamków na obłokach. Ale dlaczego podobne opowieści czytają, opowiadają, co więcej, głęboko przeżywają ludzie z elit, wykształceni, często, jak należy, pogardzający prostackim zabobonem? Przecież to niepodobna, żeby człowiek, który doznał filozoficznego oświecenia, nie odrzucił ze wstrętem książek przekazujących takie zmyślone i całkowicie nieprawdopodobne historie. A jeśli nawet nie odrzucił, to przecież powinien wybuchać salwami śmiechu, czytając takie bzdury przeczące wszelkiemu ludzkiemu rozsądkowi.

Sęk w tym, że ludzie oświecenia nie bardzo jeszcze wiedzieli cokolwiek o znaczeniach głębokich i symbolicznych. Ich zdrowy rozsądek był równie naiwny co pewny własnych racji. Domagał się prostej wizji świata i nie widział różnicy między formą a treścią. Skoro więc w legendach i romansach bohaterskich można było usłyszeć lub przeczytać o walce ze smokami, fruwaniu konno w przestworzach czy wspinaniu się po tęczy, to znaczyło, że to był ich zasadniczy przekaz. Skoro mężczyźni wszelkich stanów i krajów tak bardzo podziwiają męstwo bohaterów niemożliwych, każdą swoją cechą przeczących zdrowemu rozsądkowi, to znaczy, że sami dążą do niemożliwości, a ich aspiracje są całkowicie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Inna sprawa, że wśród odbiorców bohaterskich opowieści chyba zawsze przeważali tacy, którzy także zbytniej głębi się w nich nie doszukiwali. Wystarczyło im, że mogli zabawić się wyobrażeniem wspaniałych czynów, dostarczyć sobie bezpiecznych i niewymagających emocji. 


Karykatura tradycyjnych wyobrażeń

Literacki Baron Münchhausen został skrojony jako karykatura aspiracji i wyobrażeń takiego nieoświeconego mężczyzny widzianego oczami człowieka Oświecenia. Jest on formą pozbawioną treści. Albo: opowieścią niezwykle zawikłaną, pełną przygód, zwrotów akcji i niebezpieczeństw, ale całkowicie pozbawioną głębi. Każda z opowiadanych przez niego przygód mogłaby się przydarzyć legendarnemu lub fikcyjnemu, tradycyjnemu męskiemu bohaterowi i wcale nie musiałaby zostać odebrana jako nieprawdopodobna. Jednak kontekst czasu, w którym bohater snuje swoją opowieść, oświeceniowe oczekiwanie prawdopodobieństwa sprawia, że to, co słyszymy z jego ust, może zostać odebrane wyłącznie jako wypowiedziana z pełnym przekonaniem brednia. Także przesada i nagromadzenie niemożliwych historii, opowiadanych przez Barona jakby na jednym oddechu, jedna po drugiej, sprawia, że staje się on postacią groteskową.

Münchhausen zmyśla, bo wie, że jego słuchaczy interesuje sama fabuła, w słuchaniu szukają jedynie rozrywki i oderwania się od rzeczywistości. Oczywiście, w tych opowieściach powinno znaleźć się jak najwięcej słów brzęczących męskim patosem, takich jak „honor”, „sława”, „chwała”, „odwaga”, a także, czemu nie?, „skromność”, „prawda”. Tylko że te słowa są tylko elementami decorum takich opowieści. Baron, używając ich w historiach jawnie absurdalnych, obnaża także ich absurd, pokazuje, że cały repertuar cech składających się na tak zwane męstwo czy męskość jest czysto werbalny. Co to znaczy, że mężczyzna jest odważny? Znaczy to tylko tyle, że umie opowiedzieć o swoich wyczynach wymagających okazania odwagi, przekonać otoczenie, iż posiada taką cechę. A jeśli nawet nie przekonać, to wystarczająco dobitnie dać do zrozumienia, że każdy powątpiewający głos do głębi opowiadającego obrazi. Cóż to jest męski honor? Jest to cecha, którą charakteryzują się mężczyźni umiejący wystarczająco barwnie (choć niekoniecznie w sposób wiarygodny) opowiedzieć o tym, że zawsze postępują w sposób właściwy i wystarczająco przekonująco wyrazić oburzenie na samą myśl, że ktoś mógłby w to nie uwierzyć.

Oczywiście kiedy się czyta nieprawdopodobne opowieści Münchhausena, nie sposób jednoznacznie stwierdzić, czy on sam jest pomyleńcem całkowicie wierzącym, że te wszystkie przygody rzeczywiście mu się przydarzyły i święcie przekonanym o swoich męskich cnotach, czy też cynikiem i szydercą grającym ze słuchaczami w swego rodzaju grę polegającą na tym, że z jednej strony raczy ich absurdem i bzdurą, z drugiej zaś moralnym szantażem (tylko niegodziwiec może wątpić w słowa człowieka honoru!) zmusza do udawania, że wierzą w każde słowo. Tak czy inaczej, chcący czy niechcący, obnażył on płycizny, na które łatwo może zdryfować i często dryfuje tradycyjne, bohatersko-wojownicze wyobrażenie męskości. 

 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Książka-ulicznica

Trąd w Warszawie

Brom dla Felka